Tuż przed ciszą wyborczą zawędrowałem w najbardziej rozpolitykowane w piątkowy wieczór miejsce w Bydgoszczy. Był nim Teatr Polski. A w nim ośmiu gromko pokrzykujących na siebie facetów w dramacie "Thermidor", napisanym przez drobną, nieszczęśliwą kobietkę - Stanisławę Przybyszewską. Choć sztuka opowiada o schyłkowym, dyktatorskim okresie rewolucji francuskiej, a powstała przed blisko wiekiem, to okazuje się zaskakująco aktualna - pisze Jarosław Reszka w Expressie Bydgoskim.
Co tam panie w polityce? Toruńczyki trzymają się mocno... A nasze jeno kombinują pod siebie. Weźmy panią Ewę Mes. Radę sejmiku wykorzystała jako koło ratunkowe. Na wypadek, gdyby wiatr odnowy zadął i wywiał jej spod zadka fotel wojewody. Widać siła i kierunek podmuchu trudne były do oszacowania, bo pani Mes kluczyła również po udanych wyborach do sejmiku. Wymigała się od ślubowania nowych radnych. Dopiero gdy nabrała pewności, że przetrwa na grzędzie - urzędzie, wypięła się na sejmik. Nie straci na tym Ewa Mes, nie straci jej partia - PSL - bo na miejsce wojewody awansował inny koń pociągowy ludowców. Na frajerów wyszli tylko wyborcy Ewy Mes, którzy przecież głosowali na konkretna osobę, a nie abstrakcyjną partię. Z pyszna mogą się mieć na przykład sufrażystki. Zamiast kobiecie sukcesu, ich głos utorował drogę do władzy dyrektorowi szpitala w Szubinie. Ale kto za parę lat będzie takie drobiazgi pamiętał... Tuż przed ciszą