"Wolny strzelec" w reż. Marii Sartovej w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Kilka efektownych pomysłów scenograficznych to za mało, by ożywić dzisiaj nawet najwybitniejsze dzieło niemieckiego romantyzmu. Od sześciu lat cenny festiwal, któremu w Teatrze Wielkim w Poznaniu patronuje poeta i kompozytor E. T. A. Hoffmann, próbuje przybliżyć polskim widzom opery niemieckich kompozytorów. Jest w czym wybierać, a nasze teatry robią to rzadko i nawet trudno wytłumaczyć ich niechęć. Poznań postanowił przełamać złą tradycję, zaprasza z Niemiec spektakle wagnerowskie, sam przygotował premiery "Fidelia" Beethovena, "Ondyny" Hoffmanna, teraz wybrał "Wolnego strzelca" Webera. "Co za diabelny zuch!" - powiedział podobno Beethoven zagłębiwszy się w partyturę tej opery. Po berlińskiej premierze w 1821 r. triumfalnie obeszła ona krajowe, a potem i europejskie sceny. "Wolny strzelec" to esencja niemieckiego romantyzmu, bo są w nim wszystkie najważniejsze jego cechy - baśniowe wątki, ponura tajemnica, mroczny krajobraz, prości ludzie usi�