Więcej piękna nie pamiętam. To moje roku 2007 teatralne The best off. Zbierze się dziesiątka? Nie chce się liczyć. Chce się powtórzyć - o swoich oczarowaniach pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Tytuł skradłem Nabokovowi. Przyznaję się. Słońce, zachód i detale wyjąłem ze świeżo przez Muzę wydanego tomu jego miniatur "List, który nigdy nie dotarł do Rosji i inne opowiadania". Przywłaszczyłem cudze. Zbrodnia to niesłychana? Czy ja wiem... W końcu odkryłem się, mimo chętki zobaczenia lasu waszych we mnie wycelowanych palców - gdybym się nie przyznał - i usłyszenia chóru waszego, bezlitośnie skandującego: "Czapka na nim gore!"... No, jak gęsty byłby to las? Jak myślicie, Czytelnicy?... Dość złośliwości. Kończy się rok. Ostatni raz w 2007 słońce zajdzie dziś. I dni kilka przed finalnym zmierzchem pojawia się - na pożegnanie? - ten tom Nabokova, cały w zieleniach i żółciach, tom 29 opowiadań, z których każde jest przypomnieniem prawdy siwiuteńkiej. Otóż, opowieść, wszelka, również teatralna, to w istocie nie sprawa gigantycznych tez o świecie, manifestów ponurych i nieruchomych, lecz sprawa garści detali, wciąż umykają