"Balladyna" Juliusza Słowackiego w reż. Krzysztofa Pluskoty w Teatrze Stu w Krakowie. Pisze Tomasz Domagała, członek Komisji Artystycznej V Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa".
Konwencją krakowskiej "Balladyny" jest gra różnego rodzaju popkulturowymi cytatami. Mamy więc jakieś echa słowiańszczyzny (słusznie wyprowadzone z tekstu), "Wiedźmina" Sapkowskiego czy "Gry o tron", są też elementy konwencji przeestetyzowanych chińskich filmów historycznych typu "Cesarzowa", czy wreszcie zapożyczenia z gier komputerowych. Pomysł to o tyle znakomity, co niebezpieczny, w nagromadzeniu bowiem owych postmodernistycznych tropów łatwo zagubić się może niełatwe dzieło Słowackiego. Tak się właśnie stało w Teatrze Stu: na scenie mamy mydło i powidło, sama zaś treść dramatu oraz jego koncepcja leży i kwiczy. Do tego dochodzi bardzo złe aktorstwo, mizeria inscenizacji - i przepis na spektakularną porażkę gotowy. Oglądając spektakl Krzysztofa Pluskoty bez dogłębnej znajomości tekstu, nie bardzo wiadomo, o co chodzi; nie pomaga kompletnie nieumotywowany pomysł połączenia Goplany z Matką, czy Balladyny i Aliny z postaciami Chochlika i