Kolorowe stroje, barwny makijaż i uśmiech na twarzy - tak powinien wyglądać cyrkowiec podczas występu. Jednak o ten ostatni coraz trudniej, bo z roku na rok sytuacja cyrków jest trudniejsza. W Polskę właśnie wyjechały grupy artystów, którzy będą walczyć o każdego widza. Także zrywaniem plakatów konkurencji, czarną propagandą i rozsiewaniem plotek o odwołaniu spektaklu. Dziś cyrk to brutalny, pozbawiony skrupułów biznes, w którym przetrwają nieliczni - pisze Kamil Sikora w Natemat.pl.
Do mojego rodzinnego miasteczka przyjechał cyrk. Kolorowe plakaty, duży namiot i niska cena biletów mają przyciągnąć jak najwięcej dzieci i ich rodziców. Dziś sezon zaczyna się pod koniec zimy, kiedy temperatury spadają wiele kresek poniżej zera a atmosfera jest daleka od wakacyjnej. Ale takie są realia tego biznesu. Cyrki wyjeżdżają w trasę już w lutym, sezon kończą w listopadzie. W tym czasie zagrają nawet 250 razy, każdego dnia w innym mieście. Kiedy pracownicy skończą spektakl, szybko złożą namiot, pójdą spać, a następnego dnia wstaną przed świtem, by rozłożyć go w miejscowości kilkadziesiąt kilometrów dalej. Wieczorem kolejny spektakl. Jeśli tylko ktokolwiek na niego przyjdzie. Z tym jest coraz gorzej. Nie tylko konkurencja robi złą prasę cyrkowcom. Swoje dokładają też obrońcy zwierząt. Coraz częściej w miejscach, do których przyjeżdżają cyrkowcy wybuchają protesty przeciwko tresowaniu zwierząt. Tak było na przykład w