Wrócił jednak na scenę autor "Mściciela". Wymieniam tę ostatnią jego sztukę, bo klęska prapremiery w roku 1926 wydawała się - i wówczas, i potem - także ostateczną pieczęcią klęski Przybyszewskiego - dramatopisarza. Po czterdziestu latach raz jeszcze okazało się, jak nieodgadnione potrafią być drogi wrażliwości i wartościowań estetycznych. Jak w pewnej bardzo obrzydliwej przyśpiewce: wtem mogiła się otwiera, z niej powstaje siny trup... Najpierw secesja i modernizm zaczęły się podobać ludziom o pewnej niezależności gustu, później zaczęto o nich mówić, to i owo z literatury tamtych lat przypominać, wreszcie wydano skromny wybór pism samego Przybyszewskiego, który nieoczekiwanie zniknął natychmiast z półek księgarskich. W teatrze szło to jeszcze oporniej. Bywa, że narzekamy na upadek na przykład warsztatu aktorskiego; jest to drobiazgiem, niczym, w porównaniu z zanikiem poczucia stylu, stylowości. Od dawna występował
Tytuł oryginalny
Demon Przybyszewskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie Nr 50