"Antyhona" w reż. Agnieszki Korytkowskiej-Mazur w Teatrze Dramatycznym im. Węgierki w Białymstoku. Pisze Joanna Tomaszewska w Teatrze.
Granice teatru? Przecież awangarda drugiej połowy XX wieku zniosła je wszystkie, podważyła każdą definicję. Dziś w kategoriach teatralnych mówi się o wszelkich sferach ludzkiego życia, nie wyłączając tych najbardziej intymnych. Mnie nie chodzi o granice, które pozwoliłyby zdefiniować zjawisko teatru, ale o granice wydarzenia teatralnego. Zdarza się czasem tak, że przedstawienie zaczyna żyć własnym życiem, w dużym stopniu niezależnym od twórców, a nawet przez nich nieuświadomionym. Rozprzestrzenia się i wchłania w siebie rzeczywistość dziejącą się naokoło, rozlewa się w czasie i przestrzeni we wszystkie możliwe strony. Coś takiego stało się podczas białostockiej premiery "Antyhony". Granice Granice i podziały (różnego rodzaju) są zresztą głównym tematem spektaklu. Autorka scenariusza, Dana Łukasińska, splotła w nim dwie analogiczne opowieści: dzieje Antygony według Sofoklesa (w tłumaczeniu St. Hebanowskiego) z losami żyjącej