Przez trzy, może pięć minut, "Rodzina" w Słowackim mami błyskiem międzywojennego teatralnego werniksu, po czym wielkie entree Pani Alicji {#os#8305}Woźniak{/#} wyjaśnia wszystko. W rozczłapanych kapciach, z niemowlęcym czepeczkiem na głowie, wkracza oto na scenę niema służąca, domowe nosidełko do tac i samowarów. Wchodzi, rozstawia filiżanki i wychodzi. Pusta taca lśni, coś jakby w promieniach zachodzącego słońca... Czar werniksu pryska. Na powierzchnię wyłazić zaczynają mozolne szwy "Rodziny". A ściślej - ich brak. Pani Alicja Woźniak nie jest aktorką. Alicja Woźniak jest legendarną krakowską inspicjentką, w środowisku pieszczotliwie zwaną Lilą, w porywach euforii zaś - Lilią Scenedą. Lilia Sceneda opuszcza więc scenę, ale pozostawia niepokój. W widzu narasta uczucie, że to, co widział - widział już kiedyś. Powolutku rozkwitać zaczyna ogólne deja vu. I rzeczywiście. Nie sposób ukryć, że stąpająca po
Tytuł oryginalny
Deja vu
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski Nr 290