Jeszcze się sezon teatralny nie rozwinął na dobre, jeszcze trwa wakacyjna przerwa na niektórych scenach, jeszcze próby - a na sztuki "Edukacja Rity" w Ateneum i "Z życia glist" w Powszechnym publiczność stawia się nadkompletami. Siłą przyciągającą jest nazwisko Krystyny Jandy, choć poprzestanie na nim w tym momencie nie jest możliwe przy takich partnerach, jak Zbigniew Zapasiewicz czy Tadeusz Borowski.
Zjawisko sceniczne, którym jest {#os#305}Janda{/#}, trudno z kimkolwiek porównywać. To już nie kwestia takiej czy innej interpretacji roli, operowania słowem czy gestem, lecz sprawa osobowości, a więc inteligencji, wrażliwości, intuicji, wiedzy psychologicznej, dzięki której aktorka nie tylko kreuje niezwykle zróżnicowane postacie lecz także "chwyta w sidła" publiczność. Publiczność, która literalnie chłonie występ Jandy, wciągnięta przez nią niejako w krąg bliskich wtajemniczonych, co daje się wyraźnie odczuć. Nie o pean na cześć artystki chodzi tu jednak, a o problem głębszy. Sięgnijmy do treści sztuki. "Z życia glist" Per Olova {#au#406}Enquista{/#} jest dramatem opowiadającym o dwóch wielkich postaciach ze sfer XIX-wiecznej kultury duńskiej: Johannie Luizie Heiberg i Hansie Christianie {#au#449}Andersenie{/#}. Skandynawska mentalność jest niełatwa w odbiorze - nie wszystko co jest w Ibsenie, Strindbergu, Bergmanie możemy przyjąć ze