Scena, w której Katarzyna odbierała korepetycje z bycia kobietą od mężczyzn kobiety ostentacyjnie udających, stanowiła jądro spektaklu, który wywracał na nice konwencjonalne znaczenia Szekspirowskiej farsy, uruchamiając jej potężny potencjał subwersywny - o "Poskromieniu złośnicy" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Agata Adamiecka-Sitek
W kluczowej scenie "Poskromienia złośnicy" wyreżyserowanego przez Krzysztofa Warlikowskiego w warszawskim Teatrze Dramatycznym trio wyuzdanych transwestytów udziela Katarzynie niewybrednej lekcji kobiecości. Drag queens nie figurują w spisie postaci występujących w komedii, a wypowiadane przez nie słowa z pewnością nie wyszły spod pióra Shakespeare'a. Tym zuchwałym aktem samowoli reżyser sprowokował grad recenzenckich ciosów, których siły wówczas jeszcze nie osłabiał wzgląd na międzynarodową karierę twórcy. Wyrażający swe oburzenie na ogół nie pytali o sens tak drastycznej ingerencji w tkankę tekstu, skupiając się na dawaniu wyrazu urażonemu poczuciu dobrego smaku. Tymczasem scena, w której Katarzyna odbierała korepetycje z bycia kobietą od mężczyzn kobiety ostentacyjnie udających, stanowiła jądro spektaklu, który wywracał na nice konwencjonalne znaczenia Szekspirowskiej farsy, uruchamiając jej potężny potencjał subwersywny. 1. Sekwenc