Do znużonego sobą małżeństwa przyjeżdża w odwiedziny niewidziana od lat przyjaciółka pani domu z młodości. Zwykła, życiowa sytuacja - tyle że u Harolda Pintera nic nigdy nie jest zwykłe i życiowe. Angielski dramatopisarz bierze wzajemne odniesienia trójki bohaterów pod okular mikroskopu. Buduje skomplikowane związki miłości i zazdrości na wszystkich bokach trójkąta, z osią damsko-damską włącznie. Ale każe też bohaterom sięgnąć wstecz, czyni z nowo przybyłej katalizator wspomnień pary gospodarzy - a może wręcz projekcję marzeń każdego z nich o doskonałym partnerze, ucieleśnienie tego, czego życie uczuciowe nie przyniosło, choć powinno? Wiele sekwencji "Dawnych czasów" kojarzy się z wiwisekcjami Marcela Prousta i jego gonitwą za straconym czasem; wątki współczesne i retrospektywne nakładają się na siebie. Ideałem byłoby ukazać na scenie całą tę siatkę znaczeń i odniesień; a przynajmniej wybrać jedną z możliwych płaszczyzn
Tytuł oryginalny
Dawne, stracone czasy
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 12