- Śląsk dodaje mi skrzydeł. Mam coraz większą chęć jeszcze większego się tutaj zakotwiczenia. Wyrypajew nawet ostatnio powiedział mi, że ten korzeń tożsamościowy mam wbity na długość tysiąca metrów pod ziemią - z Dariuszem Chojnackim, aktorem teatralnym i filmowym, związanym z Teatrem Śląskim im. S. Wyspiańskiego w Katowicach, rozmawia Grzegorz Ćwiertniewicz.
Naprawdę czujesz się aktorem histeryczno-panicznym? - Mam przed każdą premierą takie odczucie, że to jest moja ostatnia sztuka. Koszt pracy jest zawsze tak ogromny, że myślę wtedy o końcu. Tak miałem po "Osach" w reżyserii Iwana Wyrypajewa w warszawskim Och-Teatrze. Przebrnąłem psychicznie "Wujaszka Wanię", który był moim pierwszym gościnnym spektaklem i bardzo dużym wyzwaniem. Zresztą tego samego reżysera. Ale po "Osach" powiedziałem do żony, że to moja ostatnia sztuka. Z czego to wynika? - Trudno powiedzieć. To się ciągnie za mną już od szkoły średniej, w której też występowałem w jakichś przedstawieniach. Ja nie potrafię odpuścić. Ostatnio Basia Lubos powiedziała mi, że czeka na taką próbę, na którą przyjdzie reżyser i powie, żebyśmy zrobili sobie coś lajtowo, na spokojnie, luźno i ja to rzeczywiście zrobię, że nie będę stuprocentowy. Ale ja nie umiem inaczej. I dlatego właśnie, że koszt psychiczny jest tak wielki,