"W konstrukcji ostatecznej wszystko jest fikcją, mitem obliczonym na śmiech, na niefrasobliwą, bezinteresowną wesołość" - mówił o "Damach i huzarach" Stanisław Pigoń. Takie też jest przedstawienie w warszawskim Teatrze Polskim. Przedstawienie, które na aktorach stoi; reżyseria Andrzeja Łapickiego należy do typu zwanego czasem reżyserią "przezroczystą", lub "niewidoczną", a scenografia Łucji Kossakowskiej jest jedynie życzliwie obojętnym tłem działań wykonawców. Aktorzy tworzą więc właściwie samodzielnie ów zabawny spektakl - zabawny komizmem nie wolnym od szarży, akcentów farsowych, ale nie posuwającym się do karykatury czy groteski. Całość jest swego rodzaju kontynuacją jednej z odwiecznych tradycji wystawiania Fredry - tej, która stosuje zasadę złotego środka, unika przewartościowujących interpretacji świata i postaci, jest ciepła, choć nieskłonna do gloryfikacji; akurat przy "Damach i huzarach" można się na takiego Fredrę zgodz
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 4