Widziałem już taką realizację "Dam i huzarów", w których służące wchodziły z pudełkiem pizzy, i taką, w której Rembo gwizdał "My, pierwsza Brygada". W spektaklu Bartosza Zaczykiewicza nie ma tego typu "pomysłów", a jednak komedia Fredry śmieszy. Może nie od początku, bo przedstawienie, chyba z powodu premierowej tremy, wolno się rozkręcało. Reżyser nie ułatwił sobie zadania ograniczając do minimum scenografię (nie był to zapewne zamierzony efekt, raczej wynik teatralnej biedy). W pustej przestrzeni sceny z zastawkami ograniczającymi ją z tyłu, aktorzy zostali sami z tekstem Fredry. I oni ostatecznie sprawili, że do znudzenia znane perypetie szczerze rozbawiły publiczność. Oczywiście tego i owego można by się czepiać, np. taki "smukły" jak Edmund - Macieja Namysło to ja też jestem (porucznik to galant, ale trochę bezsensowny jest jego od ruch przecierania krzesła chusteczką skoro dopiero co siedziały na nim damy). Właściwie każda post
Tytuł oryginalny
Damy i huzary w Opolu
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 1