Ależ Gruda zrobił przedstawienie! Całe skrzące się dowcipem, pełne lekkości i komediowego wdzięku. Całe w atmosferze wielkiej fascynacji. Komu się wydawało, że po wieloletniej tradycji scenicznej i setkach uczonych rozpraw nietrudno zakończyć obrachunki fredrowskie, przekonał się, że jest w błędzie. To prawda, że i ostatnio - jak w bajce o Pawle i Gawle - robiono je na różne sposoby, nie powtarzając wprawdzie środkami teatralnymi wiekowego sporu o miejsce komediopisarza, niemniej przecież ciągle oscylując pomiędzy świątobliwo - pomnikowo - narodową interpretacją tej twórczości a dziwacznymi, nie zawsze sprawdzonymi pomysłami. Dwa lata temu na przykład odbywał się warszawski show z muzyka Seweryna Krajewskiego, z którego cierpliwy recenzent uciekł, gdyż ów tytuł "Gwałtu, co się dzieje!", brzmiał mu uszach w prawdziwie minorowej tonacji. Wcześniej nieco, jak wieść niesie, właśnie z okazji "Dam i huzarów" Hanuszki
Tytuł oryginalny
Damy i Huzary czyli trzy razy sztuka
Źródło:
Materiał nadesłany
Spojrzenia nr 3