Kurtyna nie runęła, scenografia dotrwała do końca, solista nie strzelił "koguta", no i dyrektor Maciej Figas nie musiał rwać przysłowiowych włosów z głowy po ostatnim festiwalowym przedstawieniu "Damy pikowej", które do Bydgoszczy przywiozła z Sankt Petersburga tamtejsza Opera Kameralna. A teoretycznie wszystko to mogło się w Operze Nova wydarzyć... - pisze Marek K. Jankowiak w Gazecie Pomorskiej.
Kurtyna nie runęła, scenografia dotrwała do końca, solista nie strzelił "koguta", no i dyrektor Maciej Figas nie musiał rwać przysłowiowych włosów z głowy po ostatnim festiwalowym przedstawieniu "Damy pikowej" [na zdjęciu], które do Bydgoszczy przywiozła z Sankt Petersburga tamtejsza Opera Kameralna. A teoretycznie wszystko to mogło się w Operze Nova wydarzyć, gdyż gospodarz festiwalowych wieczorów Sławomir Pietras, zaczął ten ostatni wieczór mocno "na czarno". - "Dama pikowa" w polskim teatrze przynosi pecha - mówił. I na podkładkę przywołał m.in. odwołanego ze stanowiska dyrektora, który ją wystawił, dyrygenta, który został wyprotestowany po nieudanym spektaklu i "zdjętych" z afisza w ostatniej chwili wybitnych polskich solistów, którzy już już mieli zaśpiewać "Damę" w Paryżu. Przykładów tego pecha było na tyle dużo, że atmosfera grozy udzieliła się bydgoskiej publiczności. I choć ten sam dyrektor Pietras przywołał też zapewnien