"Bliżej" w reż. Redbada Klijnstry w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Klijnstra zawsze był teatralnym specem od obyczajowych powikłań. Trójkątów, czworokątów, grup wzajemnego uścisku. Umiał drążyć sceniczne chwile pozornego uspokojenia, smakować stany emocjonalnego status quo. Patrzył na swoich bohaterów jakby z zazdrością, że przytrafiają się im , takie momenty, kiedy "nic się nie dzieje, a wszystko się zdarza". Jest popołudnie, może wieczór, a my jeszcze nie wiemy, czy będziemy się kochać, a może po prostu umrzemy. W "Bliżej" bez żalu zrywa z tą tonacją. Jakby się zmienił, zgorzkniał, postarzał. Nie znajduje już małych iluminacji pośród mroku nudy. Jest chaos i szarpanina. Sportretowana przez Marbera czwórka sypiających ze sobą i zdradzających się partnerów cały czas burzy to, co już zbudowane. ' Ranią się nawzajem, pocałunki są jak ukąszenia, rozmowy j jak bitwy bez nadziei na zwycięstwo. Gwiazdorsko-serialowa obsada chyba celowo przenosi miłosny konflikt w sferę publicznych mitów i pożą