Gdy przed kilkoma miesiącami dowiedziałem się, że Grzegorz Jarzyna planuje realizację "Ślubów panieńskich" Fredry, w moich oczach pojawiły się natychmiast niezdrowe, sadystyczne ogniki. "Nareszcie - pomyślałem - szykuje się jakaś porządna jatka." Kształt przyszłego spektaklu wydawał się przesądzony: oto Aleksander hr. Fredro w roli męczennika z Sienkiewiczowskiego "Quo vadis" i Sylwia Torsh (nowy pseudonim Jarzyny) jako treserka egzotycznych bestii, które najpewniej rozszarpią biedaka na strzępy. Nieprzypadkowo wcześniejsze przedstawienie artysty nosiło tytuł "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie". Wszyscy ci, u których spektakl ów rozbudził równie duże oczekiwania, z pewnością się nie zawiodą. "Magnetyzm serca" - bo tak, wykorzystując podtytuł sztuki, nazwał swoją inscenizację Jarzyna - ma szansę stać się największym przebojem teatralnym końca lat 90. Jednakowa w tym zasługa ofiary, oprawcy i wypuszczonych na wolność drapieżników.
Tytuł oryginalny
Dajcie mi głowę Fredry
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Solidarność nr 22