"Werter" w reż. Michała Borczucha na Scenie Kameralnej Starego Teatru. Pisze Marta Bryś w Opcjach.
Określenie "logika snu" to nie oksymoron. Każda, nawet najbardziej absurdalna, sekwencja zdarzeń sennych ma swój "sens" - stanowi ona odbicie skrywanych pragnień, dziwny zlepek przeżytych i zapomnianych sytuacji, lęków, nadziei. Freud nazywał obraz marzenia sennego "rebusem", niemożliwym do zanalizowania wprost. Najpierw należy odczytać znaki wyposażone w konkretną treść. Owa "logika snu" zdominowała najnowszy spektakl Michała Borczucha "Werter", który po zakończeniu rodzi u widza pytanie: czy i co zdarzyło się naprawdę? Przedstawienie składa się z trzech części. Dwie pierwsze wypełnia opowieść Wertera o namiętności do Lotty, ostatnią - relacja Wilhelma o dalszych losach jego przyjaciela. Już sam podział uświadamia, że spektakl nie jest wiernym przeniesieniem tekstu Goethego na scenę. Pierwsza część rozgrywa się na proscenium oddzielonym wielkim białym ekranem. Żółty dywan, żółte fotele i kanapa, po prawej stronie fortepian, przy któr