"Złodzieje" w reż. Moniki Dobrowlańskiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Michał Gradowski w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Ze "Złodziei" Dei Loher w inscenizacji Moniki Dobrowlańskiej został tylko zarys dramatu. Doprawiony nierównym aktorstwem i muzyką Formacji Nieżywych Schabów. Na scenie kręci się karuzela. Karuzela marzeń, karuzela zdarzeń, na którą wsiadają bohaterowie "Złodziei". Linda rozpięta między nieobecnym bratem a ojcem w domu starców, otumaniona przez pracodawców Monika, która zrobi wszystko dla "nowych możliwości i lepszych perspektyw", Mira tuż przed skrobanką, Ira niedopuszczająca do siebie myśli, że mąż ją opuścił i Schmittowie, w miarę możliwości niedopuszczający do siebie żadnych myśli. Plus osoby towarzyszące. I to wszystko przez dwie i pół godziny jakoś się kręci. Tylko nie wiadomo po co. Czy to jest opowieść o ludziach, którzy nie są nikomu potrzebni, nie spełnili oczekiwań, wypadli z obiegu? Czy o niefortunnych zbiegach okoliczności (zwanych tutaj siłą wyższą), które na końcu zawsze okazują się tylko błędami człowieka