"Masara" Mariusa Ivaškevičiusa w reż. Stanisława Mojsiejewa w
Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Fanny Kaplan na swoim blogu profilowym.
[Uwaga - there will be spoilers. Jeśli ktoś chce zostać zaskoczonym akcją dramatu, niech nie czyta] Zaczyna się strasznie. Toporna scenografia jak z lat 90., aktorzy grają tak, jakby chcieli dać do zrozumienia widzom, że w ogóle nie chcą być na scenie, przez ścianę wbija się fotel z manekinem - ofiarą katastrofy malezyjskiego Boeinga. Mowa o Putinie (a właściwie o Tupinie), krążą "zielone ludziki" bardziej zainteresowane tym, co mają w smartfonach niż faktem, że są wojennymi najemnikami, widz ma poczucie chaosu, w którym wojna w Donbasie i medialny aspekt każdej wojny od czasów Wojny w Zatoce Perskiej przeplata się z wątkami dotyczącymi rodziny zamieszkującej ziemię niczyją - ni to Donbas, ni to uniwersalne białe plamy na mapie Wschodniej Europy; regiony niby będące częścią Europy, a jednak "niczyje", zależne od politycznych wahań wielkich graczy. I byłoby dalej strasznie, gdyby nie to, że pierwszy akt zostaje całkowicie przełamany pos