CIEMNA, ograniczona czarnymi kotarami przestrzeń. Na scenie kołyska i fotel. W tle widać kontury harfy. Wchodzi aktor. Rozpoczyna się wieczór teatralny poświęcony Trenom.
I chyba termin wieczór teatralny najpełniej oddaje klimat spektaklu: "Adam Hanuszkiewicz przedstawia Jana Kochanowskiego Treny". Nazwa realizuje Hanuszkiewiczowski ideał afisza, który by podnosił rangę inscenizatora. Rzecz, sądzę, wciąż sporna nie tylko z racji kolejności nazwisk... Ale w tym szczególnym wypadku już sam tytuł wskazuje na bardzo osobistą interpretację słowa poety. Hanuszkiewicz nie tworzy spektaklu o Kochanowskim, tak jak opracowywał portrety Norwida, Mickiewicza czy Fredry. Wówczas rozbudowany fragmentami literackimi porządek biograficzny konstruował materię wielkich widowisk. Teraz reżyser podjął się odczytania na deskach Teatru Narodowego Trenów. Inscenizator - Hanuszkiewicz w dużym stopniu oddał głos Hanuszkiewiczowi - recytatorowi. Są więc w przedstawieniu momenty reżyserskiej ascezy, by utrzymać kształt wieczoru poetyckiego (scen. Zofia de Ines-Lewczuk). Wprost, bez deklamatorskich ozdobników brzmią słowa bólu, buntu i tra