Była to chyba najlepsza premiera w Operetce warszawskiej ostatnich kilku lat. Zespół tego teatru wystawił Rose Marie Rudolfa Frimla, czyniąc z niej barwne, "szerokoekranowe" widowisko, które - jak sądzę - może zyskać sympatię publiczności. Działania inscenizacyjne a przede wszystkim oprawa scenograficzna wyraźnie sugerowały, iż znajdujmy się w teatrze bogatym w tekstylia i zręcznie (jak na nasze warunki) nawiązującym do atmosfery sceny amerykańskiej operetki z lat dwudziestych. Wyznam, że najbardziej spodobały mi się w tej premierze - jej kolorystyka i widowiskowość. Rose Marie jest muzyczną opowieścią o legendarnej już przeszłości północnych terenów Kanady, gdzie na przełomie XIX i XX stulecia poszukiwacze złota, miejscowi Indianie i biali traperzy rozgrywali między sobą dramatyczne boje o złoto, życie i porządek. Tłumacz libretta (i autor adaptacji) Bogdan Ostromęcki, na pytanie: czym jest dziś dla nas Rose Marie? - tak oto odpowiada w br
Tytuł oryginalny
Czym chata bogata...
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 24