"Ubu król" {#au#1590}Pendereckiego{/#} i {#os#8022}Warlikowskiego{/#} jest wspaniałą i dziwną ucztą. Dzieje się w siedzibie królowej sztuk - w operze, ale opowiada o fizjologii, grrównie i smrodzie, czyli o Bachtinowskich dołach materialno-cielesnych. I jeszcze o nas, Polakach. "Ubu" chce drażnić, nie zostawia suchej nitki na niczym i nikim. Pod maską zgrywy, naturalistycznej dosadności, abstrakcji i absurdu kryje prawdziwą grozę. W sztuce Alfreda {#au#620}Jarry'ego{/#} prowokuje już pierwsze słowo - "merde", przerobione na "merdre", rozdrażniające poprzez charczące ,,r" (Ważyk tłumaczył je jako "żówno", Boy -"grrówno", u Pendereckiego i {#os#1115}Jarockiego{/#} śpiewają "Schreise"). Catulle Mendes po paryskiej prapremierze zanotował: "Ubu istnieje odtąd, niezapomniany. Nie pozbędziecie się go: będzie was straszył, będzie was zmuszał bez ustanku do pamięci, że był, że jest". Wygłup gimnazjalisty Historia Ubu rozpoczęła się około 1885 roku
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 42