EN

15.09.2021, 10:44 Wersja do druku

Czy wolno patrzeć – nie widząc?

„Ława przysięgłych” Ivana Klimy w reż. Jakuba Krofty w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Magdalena Hierowska w Teatrze dla Wszystkich.

fot. Bartek Warzecha

Przykurzone bladożółte światło, obijające się od drewnianych elementów zatęchłej konstrukcji, wyrwanej z epoki umysłowej biedy i jednomyślnej wspólnoty, nieczułej na prawdę, to obraz upadków i bezsilności. W tym miejscu snują się przypadkowi obywatele, pozbawieni własnego zdania, podporządkowani fałszywym autorytetom i wymuszonym przekonaniom, że nic się nie da zrobić. Choć czeski pisarz Ivan Klima żył w takim świecie pełnym obłudy i zmierzył się z konsekwencjami narzucanych mu teorii z podręcznika marksizmu i leninizmu, nie stracił nadziei i z powagą oraz złośliwym sarkazmem stworzył dzieło o wartościach uniwersalnych.

Dramat „Ława przysięgłych”, napisany w 1968 roku, stał się  obrazem krytycznym wobec nacisków warstw rządzących na otumanione krwawą ideologią społeczeństwo, zastraszone i zbyt słabe, by walczyć przeciw niesprawiedliwości. Utwór wpisał się na listę dzieł zakazanych i można go uznać za symboliczny początek pogłębiających się represji, z którymi pisarz musiał mierzyć się do upadku komunizmu.

Dzięki precyzji i przenikliwości reżyserskiej Jakuba Krofty utwór otrzymał nową intensywność i siłę oddziaływania. Kompozycja sceniczna i wartkość narracji sprawiły, że dramat porażał autentycznością, a przerażające symptomy umysłowego niebytu bohaterów oprawione zostały bogato, w złocone ramy zmyślnej żartobliwości. W ten sposób ośmieszona została krwawa czerwień panującego ustroju politycznego, gdzie drwina oślepiała swym blaskiem i nie pozbawiała złudzeń w ocenie postępowań, a równocześnie powaga zaistniałego problemu została w pełni zachowana. 

Ten interpretacyjny balans złota i czerwieni, odnajdujący się w przestrzeni przykurzonej sali sądowej, nie miał prawa zaistnieć bez perfekcyjnie przygotowanych aktorów, wpatrujących się w swoje role jak w istotne obrazy z przeszłości, niosące prawdę o człowieku pozbawionym wolnej woli. Podporządkowani apodyktycznej Przewodniczącej (Maria Ciunelis), omiatającej zimnym i ostrym diamentowym spojrzeniem, stali się ślepcami nieczułymi na światło niewinności nieobecnego oskarżonego, który nie miał szansy przekrzyczeć dusznych i brudnych spostrzeżeń, wysnutych na podstawie ozłoconej sarkazmem gliny na szpadlu.

Prokurator (Przemysław Bluszcz) podążał za iluzją własnej powagi i przekonaniem, że posiada dar jasnowidzenia i wie, kim był oskarżony. Obrońca (Tomasz Kozłowicz) nie potrafił uwierzyć w olśnienie prawdy i zgasł jak małe miasteczko niewinnych, rozpalających pokornie świece w swoich małych mieszkankach w trakcie narzuconej odgórnie przerwy w dostawie prądu. Natomiast  Dowódca (Tadeusz Borowski) ulegle pochylał głowę, zmieniając się z hożego mężczyzny w chłopca na pochodzie z powiewającą jak liść na wietrze chorągiewką.

Cała kompozycja barw i jasności na krwawym czerwonym tle umęczenia oskarżonego, który podobno uciekł z więzienia i w pośpiechu kompletnie stracił głowę, nie mogłaby zaistnieć jako oddźwięk krytyczny sztuki socrealistycznej, gdyby nie tytułowa Ława Przysięgłych, mieszająca wyblakłe odcienie lęków z przeszłości z pozorami bycia lepszymi obywatelami na skraju niewoli.

Sklepikarka (Katarzyna Łochowska), przejrzysta i krucha jak pergamin, chwiejna i rozżalona, topiła smutki w wodzie życia, tracąc coraz bardziej zdrowy rozsądek. Lobbysta (Grzegorz Damięcki) nie zauważył nawet, że w tych irracjonalnych blaskach gryzącej czerwieni zatracił wolność wyboru i własne zdanie.  Również niepozorny Fryzjer (Bartłomiej Nowosielski) mimo swej złocistej pożytecznej głupoty i szczerych chęci poddał się bez namysłu naciskom Przewodniczącej. Natomiast uparta i silna Bizneswoman (Magdalena Schejbal) straciła poczucie godności i zdradziła Powróconego (Janusz Łagodziński), który ujawniając swe poczucie misji tworzenia życia sprawiedliwego, otworzył drzwi do nowej przestrzeni, lecz nikt z bohaterów tego spektaklu nie był gotowy i na tyle odważny, by nią podążać. W ten sposób jaskrawość systemu oślepiła wszystkich bohaterów spektaklu, a mogłoby się wydawać do ostatniej chwili, że w pogrążonych umysłach tli się iskra nadziei.

Niestety, kołowrót decyzji i stworzona  lawina oskarżeń spowodowały, że stan niebytu prawdy mógł dotknąć również Powróconego, ponieważ czerwoność winy w tym ujęciu literackim zlewała się z bielą niewinności, która musiała dać za wygraną i się podporządkować. Iwan Klima pragnął zmian i odważnie kierował się na tor rewolucji przekonań. Jednakże w ojczyźnie usuwano jego publikacje z bibliotek i księgarń, a ideologiczne oślepienie społeczeństwa wzrastało na sile. Jednakże czy przyzwolenie na bycie ślepcem zaistniało również na scenie Teatru Ateneum, należy wnikliwie rozważyć, nie tylko poprzez uczestnictwo, ale również poprzez możliwość podejmowania świadomych decyzji, które bez wątpienia bohaterom spektaklu zostały odebrane.

Tytuł oryginalny

Czy wolno patrzeć – nie widząc?

Źródło:

Teatr dla Wszystkich

Link do źródła

Autor:

Magdalena Hierowska

Data publikacji oryginału:

15.09.2021