"Warszawianka" była i jest chyba nadal kuszącym wyzwaniem dla reżyserów i aktorów. Jest utworem osobliwym. Na scenie oglądamy dworek szlachecki, w którym zgromadziła się gromada osób. Są wśród nich mieszkańcy tego dworku, jest Chłopicki, który ma tu swój przejściowy sztab, są inni wojskowi. Dworek rozbrzmiewa melodią i słowami "Warszawianki", którą ćwiczą dwie romantyczne i patriotyczne panny. Chłopicki bije się na głos z własnymi myślami, szlachetniejszego i podlejszego autoramentu, jako że jest to w dramacie (jak i w życiu była) postać złożona, jakby rozdwojona: oportunistyczny polityk i dzielny żołnierz. Chwila jest ważna. Rozstrzygają się losy jednej z powstańczych bitew, której rezultatu Chłopicki domyśla się zawczasu; dość wcześnie, by ewentualnie zapobiec klęsce, ale... Toczą się dyskusje. Generałowie i oficerowie nalegają na Chłopickiego, by objął dowództwo. Po drugiej stronie panny przeżywaj
Tytuł oryginalny
Czy Warszawianka już nas nie obchodzi
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza nr 277