Od dawna się zastanawiam nad przedziwną komedią Fredry "Damy i huzary". Teatry nasze skłonne są traktować ją jak pretensjonalną farsę. To prawda, że dowcipu i humoru nie brak w utworze, pisanym w 1825 roku przez trzydziestoletniego poetę, kompensującego pisarską wesołością - przeciwieństwa swego losu. Ale przypomnijmy genezę "Dam". Pierwsza wersja była pisana wierszem. Dopiero potem przerobił go Fredro na prozę. Jeśli taką formę ostatecznie wybrał, uczynił to z ważnych powodów. Proza jest tu nie mniej celna, giętka i piękna jak np. wiersz "Męża i żony". Wystarczy uważnie przeczytać kilka scen, by wyczuć ile dowcipu i bogatych znaczeń mieści się w niemal każdym zdaniu. Oto punkt wyjścia, ekspozycja. Kilku huzarów - przyjaciół przyjechało na wypoczynek do dworu najstarszego rangą, Majora. Decydujące znaczenie ma dla nich (z wyjątkiem Porucznika), pragnienie spokoju i wygody. Spokój to także wolność od konwenans
Tytuł oryginalny
Czy w tej tonacji?
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 277