Co to znaczy umrzeć? Czy istnieje życie po śmierci? Pytania te starsze niż religia i filozofia pojawiają się niemal od razu, na samym początku przedstawienia "Tryptyku" Maxa Frischa w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Już wtedy, gdy goście pogrzebowi zapełniają stopniowo przestrzeń sceny ograniczoną kamiennymi ścianami pokoju-grobu antykwariusza Prolla. Stawia je jeden z nich, młody Roger (Jan Englert). W czasie stypy, lekko, tonem sceptyka, prowokacyjnie, by przełamać atmosferę nieszczerego, oficjalnego smutku pustych kondolencji składanych wdowie (Zofia Mrozowska). By nawiązać flirt z tajemniczą i fascynującą Francine (Maja Komorowska). Znajomość, której melodramatyczny finał - śmierć Francine, samobójstwo Rogera - zamknie spektakl, uzupełniwszy odpowiedź na te kluczowe pytania. Podstawowy sens odpowiedzi poznajemy jednak wcześniej. Domyślamy się go, słuchając słów pani Proll, skierowanych do zmarłego męża (Henryk Bor
Tytuł oryginalny
Czy w Styksie są ryby?
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 15