Z ZAKŁOPOTANIEM i zażenowaniem przystępuję do sprawozdania z polskiej prapremiery sztuki Sean O'Caseya pt. "Kogut zawinił" na scenie Kameralnej Teatru Polskiego. Nie najlepsza to sztuka nestora angielskich dramatopisarzy, przy tym, realizacja obniżyła jeszcze bardziej jej walory artystyczne i wyjaskrawiła słabości. W programie teatralnym określa się sztuką jako "antyklerykalną", ale nie w tym rzecz. Chyba bliższe prawdy i intencji autora będzie określenie jej jako sztuki ośmieszającej zabobon, walczącej z ciemnotą, i zacofaniem. Reżyser wybrał jednak inną drogę, problem strywializował, spłycił, sztukę zubożył, a w wyniku różnych zabiegów mniej lub bardziej dopuszczalnych (w tym też i tekstowych) dał rzecz prostacką (niestety, nie znam lżejszego określenia, którego w recenzji używam chyba po raz pierwszy) i ultraschematyczną. Trudno mi nie wytknąć dość typowego dla klimatu przedstawienia takiego oto zabiegu: w tekś
Tytuł oryginalny
Czy tylko "Kogut zawinił"?
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne Nr 260