Jest sierpień i nikt, i nic nie zmusza nas do chodzenia do teatru. Jeżeli koniecznie musimy się torturować wzajemnie, jest tyle innych sposobów, znacznie milszych - pisał Erwin Axer w "Sprawach teatralnych".
Przeczytałem wywiad z Walterem Kerrem. Zadają mu króciutkie pytania, a on odpowiada długo i uczenie, jak prorok. Powiada, że teatr stał się nudny. Zabrakło mu bowiem siły sakralnej i połączonego z nią wstrząsu emocjonalnego. Aktor wlepiony w obrazek pośrodku ramy scenicznej stał się plaski, daleki, nieciekawy. Widownie tysiąc-, pięćset- i nawet stuosobowe nie odpowiadają funkcjom teatru. Zdaje się, że winni są głównie intelektualiści oraz społecznicy. Kerr powołuje się na Greków, na średniowieczne misteria, bodaj że na mszę, jak Genet, opowiada o zgubnych skutkach renesansowych pomysłów architektonicznych. Dostrzega zresztą pewne możliwości odrodzenia teatru. Dajcie mu nowe wielkie budynki, scenę otoczoną tysiącami widzów, trójwymiarowego aktora, teatr niekomercjalny, no i wstrząs sakralny. Tennessee Williams już dostarcza mu przedsmaku tego wstrząsu. Przebiegam w myśli bardzo szybko postulaty amerykańskiego teatrologa i liczę na palcac