Publiczność "leżała" pod ścianami, a sala nie miała dobrej akustyki. Ale ludzie chcą w tym uczestniczyć, bo liczy się Wałęsa. Przecież sporo ludzi z widowni pewnie nawet nie wie, co to jest Kolonos, i że była taka sztuka "Edyp w Kolonos". I myślą różnie: myślą "bohater", ale też myślą "Bolek". A ten bohater jest ciągle intrygujący - mówi Jerzy Stuhr o przedstawieniu "Wałęsa w Kolonos' w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie.
Tłumy przyszły do nowohuckiej Łaźni Nowej na widowisko "Wałęsa w Kolonos" z Panem w roli tytułowej. Zaskoczenie: w za dużej, ciemnej sali było tylko jedno krzesło, to, na którym miał siedzieć tytułowy bohater. Publiczność, chcąc nie chcąc, stała, leżała, klęczała i mogli być tacy widzowie, którzy po godzinie niewygody poczuli, że jest im wszystko jedno, co krzyczą do siebie bohaterowie. Czy przez takie cierpienie lepiej odbiera się sztukę? Pan mówi, że ludzie domagają się dalszych przedstawień. Dlaczego ludzie tak bardzo chcą to oglądać? - Bo przyciąga ich Wałęsa! Było tak, jak Pani mówi: publiczność "leżała" pod ścianami, a sala nie miała dobrej akustyki. Ale całość jest jeszcze na etapie prób. Organizatorzy chcą z tym widowiskiem wystartować na festiwalu teatralnym "Boska Komedia". A "Łaźnia Nowa" to jest jedyny teatr, który jest skłonny do eksperymentów. Techniczne niedogodności są do naprawienia. Ale ludzie chcą w tym