Gdy oglądam emitowane od czasu do czasu w Telewizji Trwam amatorskie przedstawienia teatralne, uświadamiam sobie, co straciliśmy jako jednostki i jako społeczeństwo - pisze Stanisław Krajski w Naszym Dzienniku.
Dziś przywiązani do telewizora albo komputera stapiamy się z kolorowym, ale płaskim i prostackim wirtualnym światem pozorów, zamiast żyć pełnią życia i nie tylko obcować z jakąś kulturą, ale również ją współtworzyć lub przynajmniej ożywiać - czynić cząstką naszego codziennego życia. Gdy zwiedzałem swego czasu pałac w Łańcucie, oglądałem znajdującą się tam scenę teatralną. W XIX w. mieszkańcy pałacu zapraszali na lato dziesiątki gości i w ramach wakacyjnych rozrywek przygotowywali razem z nimi teatralne przedstawienia, które miały swoje premiery pod koniec sezonu. Na fotelach dla publiczności zasiadała wtedy tylko służba, bo każdy z domowników i gości chciał grać. Oni coś tworzyli i ta ich twórczość, twórczość dla samej twórczości, bo ulotna i szybko zapominana, była czymś ważnym, była też ich radością i rozrywką. Gdzieś na przełomie XIX i XX w. takie przedstawienia wystawiano w miastach, miasteczkach i na wsiac