Podczas przedstawień "Śpiewnika domowego" Stanisława Moniuszki, będących ostatnią realizacją Adama Hanuszkiewicza jako dyrektora Teatru Narodowego, część publiczności płakała ze wzruszenia. Pierwsza propozycja repertuarowa nowego kierownictwa sceny narodowej ma zupełnie inny charakter. "Zwolon" Cypriana Kamila Norwida nie wyciska łez; niektórych skłania natomiast do głębokiej zadumy i prowokuje do polemiki na temat stereotypów polskiego myślenia.
Norwid różnił się od naszych wieszczów w ocenach "sprawy polskiej", którą widział zawsze na tle ogólnoeuropejskim, światowym. Piętnował narodową megalomanię, wieczne rozdzieranie szat historii, niczym konserwatysta - acz trudno go za takiego uznać - sprzeciwiał się zrywom powstańczym i szaleń-czemu bohaterstwu, które prowadzą do "rzezi co pokolenie." "Zwolon" to jeden z pierwszych a jednocześnie najmniej dotąd spopularyzowanych utworów dramatycznych Norwida, w którym artysta wyraża swoje antyspiskowe, antypowstańcze, ale zarazem i antydyktatorskie credo. Czyni to w sposób "eksperymentalny" (sam nazywa utwór "różnogłosową monologią"), momentami ironiczny, momentami "szopkarski", aluzyjny. Nie mamy więc w przypadku "Zwolona" do czynienia z klasycznym przebiegiem romantycznego dramatu i charakterystycznym dlań rozwojem akcji, z typowymi monologami "wewnętrznymi" czy dialogami. "Zwolon" jest mozaiką scen i obrazów, w których postaci prezentują swo