Spektakl nie spodoba się tym, którzy oczekiwali hiszpańskiej "cepellady". Zachwyci tych widzów, do których teatr przemawia poetyckimi obrazami, którzy lubią balansowanie na granicy jawy i snu.
"Ogrody czasu" Federico Garcii Lorki to rodzaj moralitetu, w którym rzeczywistość przeplata się ze snem, farsa przechodzi w dramat, a granica między życiem i śmiercią jest niezauważalna. Adam Opatowicz, reżyser i scenarzysta przedstawienia, połączył ze sobą trzy sztuki Lorki: farsę "Miłość don Perlimplina do Belisy w jego ogrodzie" oraz surrealistyczne dramaty "Zanim minie pięć lat" i "Publiczność". Spektakl zaczyna się i kończy sceną w teatrze. Widz do końca nie potrafi odgadnąć, czy obserwuje zdarzenia "prawdziwe", czy też uczestniczy w rodzaju teatru w teatrze, gdzie sen miesza się z jawą, a rzeczywistość z wyobrażeniami, skrywanymi głęboko w ludzkiej psychice. W warstwie tekstowej "Ogrody" wyraźnie dzielą się na dwie części. W pierwszej poznajemy historię miłości don Perlimplina (Edward Zentara) do pięknej i niewiernej Belisy (bardzo dobra Olga Adamska). Historia najpierw śmieszy, potem, kiedy doprowadza do dramatu, przeraża. W częśc