Już pierwsze słowa, wypowiedziane przez wynurzającego się z ciemnej czeluści sceny, odzianego w szlafrok, perukę i trzewiki - aktora, nie pozostawiają złudzeń. Koniec z tradycyjną fabułą i wszechwiedzą autora - narratora! Nieważne, co jest grane, liczy się aktor i to, w jaki sposób on sam poprzez dramatopisarza realizuje się na scenie. To samo dotyczyć będzie najbliższego otoczenia głównego bohatera: krawca- nihilisty, bagażowego. który rozpaczliwie broni się przed nudą oraz śmieciarza, wierzącego w wartości absolutne. Oto "treść" sztuki, niemożliwej do opowiedzenia, swoiste odwrócenie ról i zarazem przejaw schaefferowskiej autoironii. Jeżeli dramat ten wymyka się wszelkim opisom, nie poddaje się jakimkolwiek kryteriom, to dlatego, że nie ma tu (dosłownie!)- ani jednej, postaci, sceny czy sytuacji, które byłyby jednoznacznie określone, nie Zakwestionowane przez ironiczny dystans! Na dobrą sprawę, nie wiadomo czego się trzymać! Tytułowy a
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Poranny, nr 69