"Pawi tren" Iwony Korszańskiej w reż. Pawła Świątka, czytanie performatywne w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie, w ramach Centrum Dramatu Najnowszego. Pisze Maciej Stroiński.
Mało kto już o to pyta, bo podobno tak. Znacie tę historię, jak debiut dekady skończył się padaką. "Paw" się skończył "Gyubalem". Jeden i ten sam teatr uczynił go Świątkiem i zajebał jako Świątka. Mnie było przykro, ale gdybym był również młodym reżyserem, miałbym zapewne orgazm do środka. Że najlepszy wyrył w glebę i pierwsi będą ostatnimi. Miałbym do środka, żeby nie dać poznać. Świątek, jeśli artystycznie umarł, to tylko śmiercią kliniczną, czyli nie do końca. Czytanie performatywne najczęściej oznacza aktorów nawet nie że na pamkę, ale w ogóle nieznających tekstu. Nie znam tekstu jak w "nie znam człowieka". Kiedyś to się nazywało pierwsza próba stolikowa. Ale tak można - nie wyjść poza stolik i mieć efekt artystyczny. Trzeba tylko zignorować, że aktor ma nogi, a scena ma możliwość jakoś wyglądać. I w takich warunkach proszę zrobić spektakl, który byłby tylko tekstem, a aktor tylko ustami. I jedziemy z kartki!