"Trzy siostry" w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.
W głębi sceny wisi "zegar Balcerowicza" i odmierza nasz dług. W ten sposób reżyserka daje do zrozumienia, że nie o Rosji będzie tu mowa, ale o Polsce, i to współczesnej. W zasadzie nic nadzwyczajnego, bo teatr zawsze się dzieje dziś, tu i teraz, ale jeśli specjalnie tak się znakuje przestrzeń sceniczną, coś to powinno dodatkowo znaczyć. Ale nie znaczy. Całą uwagę reżyserka skupia na wymyślaniu sposobów odciągnięcia uwagi od Czechowa, najwyraźniej z lęku, że ten komuś się pomyli z telenowelą. Prowadzi to jednak na manowce, spektakl staje się zbiorem tanich kabaretowych chwytów, w którym po scenie przetacza się pijana służąca, Andriej Prozorow częstuje niemowlę papierosem, a z oczu młodych oficerów leją się fontanny łez przy dźwiękach "Ostatniej niedzieli". Pełno tu tzw. numerów, ale postaci nie uświadczysz. Jeśli chce się ukazać beznadzieję, nudę i zagubienie, trzeba na to znaleźć sposób. W tej inscenizacji trudno w cokolwiek uwi