W ostatnich latach w Polsce Williams nabrał ogromnej aktualności. Obnaża hipokryzję i fałsz, obyczajowe kołtuństwo, filisterstwo i oportunistyczny strach przed wszechwładnym kościołem. Był człowiekiem bardzo wierzącym, ale szydził z dwulicowości i interesowności księży i pastorów. Gardził kłamstwem i świętoszkowatością - mówi Jacek Poniedziałek, reżyser "Kotki na gorącym blaszanym dachu" w Teatrze Ludowym w Krakowie.
"We wszystkich tych wielkich domach powoli i nieustępliwie płonie ogień ludzkiej rozpaczy" - tak Tennessee Williams opisuje miejsce akcji "Szklanej menażerii", pierwszej sztuki, która przyniosła mu światowy rozgłos, potem powstaje "Tramwaj zwany pożądaniem", a następnie "Kotka na gorącym blaszanym dachu", a dom i "powoli płonący ogień ludzkiej rozpaczy" wciąż jest obecny - To, co u Williamsa wydaje mi się najbardziej interesujące, to miejsce rodziny w jego "panoptikum", która pomimo czułości z jaką odnosi się do postaci matek, ojców, żon i sióstr, wydaje się źródłem udręki, więzieniem a niekiedy wręcz piekłem. Skoro o czułości mowa - obdarza nią najczęściej postaci kobiet. Patrzy na świat i opisuje go z ich punktu widzenia. Zajmują go ich niespełnione pragnienia, ich fantazje, ekscytacje, lęki, starzenie się. I ciało, któremu poświęcają one tyle uwagi, które jest przedmiotem dumy, troski, obaw i frustracji. Ciało - to najważniejsz