Agnieszka harowała do nocy na próbach. Kiedy się rozchorowała, dyrekcja była niezadowolona. Paweł odtrącał zaloty szefa, aż w końcu się zwolnił. Magda, w bibliotece od 25 lat, przez sześć godzin nie może opuścić biurka. Czeka na czytelnika. - Pracujemy w feudalnych warunkach, za grosze. Mamy dość - mówią pracownicy instytucji kultury.
- Ty jesteś psychiczna, wiesz? Ożeniłaś się z teatrem - usłyszała Agnieszka od Wojtka niedługo, zanim ją zostawił. I to powinno dać jej do myślenia. Niestety, nie dało. Nadgodziny nie istnieją Do teatru poszła po filologii. Był wakat sekretarki i asystentki dyrektora. Pierwsza poważna praca, i to w teatrze. Będzie robić sztukę! Żadna tam nudna korporacja. Chaos - tyle Agnieszka zapamiętała z początku. Ktoś jej mówił: Proszę przygotować zaproszenia dla gości. Agnieszka projektuje, wpada dyrektorka: Proszę tego nie robić, ktoś inny miał się tym zająć. No to Agnieszka zaczyna pisać informację dla mediów. Znów wpada dyrektorka, zirytowana: No nie, to PR robi. Tak w kółko. Kto to w ogóle koordynował? Wydawało się, że nikt. Agnieszka pracowała na umowie-zleceniu za 1800 złotych na rękę. Koleżanka odeszła, dostała jej obowiązki. We łzach u dyrektorki wybłagała umowę o pracę. Zarobki podskoczyły. Liczba obowiązków też