Biedni ci studenci warszawskiej szkoły. Nie mają podczas studiów zbyt wielkiej styczności z twórcami, którzy nadają ton współczesnemu polskiemu teatrowi. O współczesnych tekstach już nawet nie wspomnę - pisze Mike Urbaniak na swoim blogu panodkultury.
Kiedyś mój zupełnie nieteatralny znajomy zapytał, która szkoła teatralna jest lepsza: warszawska czy krakowska? Mówię mu: "W Krakowie rektorem jest Jerzy Stuhr, a w Warszawie Andrzej Strzelecki". Znajomy się upewnia: "To ten gość, co w "Klanie" gra w golfa?". Potwierdzam. "Aha, rozumiem" - odpowiedział. Wczoraj z kolei zapytano mnie, kto jest dziekanem Wydziału Aktorskiego w stolicy. Znowu, jak na świętej spowiedzi, mówię, że Anna Zagórska. "A kto to?" - padło pytanie pomocnicze i zapadło milczenie. Nikt nie wiedział. Biedni ci studenci warszawskiej szkoły. Nie mają podczas studiów zbyt wielkiej styczności z twórcami, którzy nadają ton współczesnemu polskiemu teatrowi. O współczesnych tekstach już nawet nie wspomnę. Kiedy więc ich koledzy we Wrocławiu grają Masłowską, oni - w Warszawie trzepią tych Czechowów i inne "Panny z Wilka". Nie da się więc ukryć, że informacja o tym, jakoby dyplom z czwartym rokiem robił Remigiusz Brzyk do specj