WIECZÓR PIERWSZY BYŁEM we wrocławskim Teatrze Kameralnym na "Inkarnie". Gdyby ten spektakl pokazać w Warszawie, mógłby być ozdobą sezonu. Reżyserował student z PWST, Piotr Paradowski, a przecież rytm i atmosfera przedstawienia godne rutyniarza. Mise-en-scene skomponowano pomysłowo, rysunek psychologiczny postaci (może poza jedną, ale o tym potem) przeprowadzony w sposób konsekwentny, tempo dialogów znakomite. Są co najmniej dwie role zasługujące na życzliwą pamięć: Artur Młodnicki (Profesor) i Zdzisław Maklakiewicz (Podsłuchiwany). Jest kilka dobrych ról drugoplanowych: Piotr Kurowski, Jan Szulc, Tadeusz Skorulski. I kapitalna scenografia Franciszka Starowieyskiego: funkcjonalna i uwolniona od balastu literackiej symboliki, którą ostatnio tak szczodrobliwie nas raczy Szajna i jego poplecznicy. O ile dobrze pamiętam, bo tekst "Inkarna" drukowany był w "Dialogu" dawno, to i sam Brandys uległ tam pokusie zagracenia sceny tysiącem rekwizytów wypożyczonyc
Tytuł oryginalny
CZTERY WIECZORY Z KAZIMIERZEM BRANDYSEM
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 8