Otwarcie sezonu w Teatrze Polskim "Zwodnica" było posunięciem strategicznym. Nie wierzę, aby powstało przedstawienie gorsze, następne mogą być już tylko lepsze.
Sztuka spółki autorskiej Thomas Middleton i William Rowley jest jedną z dziesiątków krwawych historii, które w XVI i XVII wieku w Anglii wywoływały radość gawiedzi, podobnie jak dzisiaj wideosieczka sensacyjna. Oba gatunki rozrywki żerują na tych samych, najniższych instynktach, dowcip krąży wokół genitaliów, krew chlupocze w butach, a trup ściele się gęsto. Różnica polega na tym, że w teatrze elżbietańskim więcej się mówiło, i to wierszem, ale to jeszcze nie powód, żeby robić dziś na scenie konkurencję Schwarzeneggerowi. W "Zwodnicy" (1622), która jest jedną z najlepszych realizacji gatunku, mamy tylko cztery trupy i jedną noc poślubną. Tematem jest perwersyjny związek między nadobną córką kasztelana Beatrice i szpetnym sługą De Flores, których połączyła zbrodnia. Nie sądzę, żeby dało się z tego tekstu wyciągnąć coś więcej niż psychologiczny horror, ale nawet tego nie potrafią aktorzy Teatru Polskiego pod kierunkiem reży