Coraz częściej daje się zauważyć fakt, że spektakle Teatru TV przybierają na objętości. To, co - jak nam się wydawało - miało określać specyfikę scenicznych widowisk w telewizji, czyli ich skrótowość, potwierdzaną wieloma zabiegami adaptacyjnymi oryginalnych tekstów dramatycznych, zaczyna powoli zanikać w praktyce TV. Dojdziemy zapewne, na drodze "twórczych" poszukiwań, do miejsca skąd startował Teatr Telewizji. A więc do przekazu sfilmowanego przedstawienia teatralnego. Świadczą o tym dwa ostatnie spektakle: poniedziałkowy "Don Karlos" Schillera (z Warszawy) i piątkowa "Zabawa jak nigdy" Saroyana (z Wrocławia). Rzecz jednak nie w tym, czy i jak zostało sfilmowane przedstawienie, ale w niepokojących jego długościach, niemal osiągających w emisji granicę północy. Kto strawi - o ile już dotrwa - takie tasiemce, jeśli nawet Kobry (w sumie bynajmniej nie dłuższe) dzieli się na kilka części, jak serial? No, ale to już inna sprawa. "Don K
Tytuł oryginalny
Cztery teatry
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 277