Tak się złożyło, że "Trzy siostry" w Powszechnym oglądałem zaraz po powrocie z Moskwy, za którą tak tęsknią siostry Prozorow. Szczerze mówiąc, nie ma za czym. Stolica imperium przeszła od czasów dr. Czechowa tyle zawałów, że nie pomoże jej żaden nowobogacki lifting. Nie dziwię się więc, że w spektaklu Agnieszki {#os#350}Glińskiej{/#} ta wymarzona Moskwa jest od początku nierealnym marzeniem. Prowincja jest dzisiaj wszędzie. Nie przypadkiem bateria pułkownika Wierszynina w finale sztuki wyjeżdża do Polski. Przy "Trzech siostrach" zawsze pojawia się pytanie, kiedy romans zmienia się w tragedię. U Glińskiej ten moment następuje szybko - na początku aktu II zakochana w Wierszyninie Masza wybucha histerycznym krzykiem, gdy pułkownik wychodzi do żony. Od tej chwili naiwne rojenia o szczęściu giną w zderzeniu z rzeczywistością. Glińska minuta po minucie odbiera nam kolejne złudzenia, osładzając rozczarowanie śmiechem, kt�
Tytuł oryginalny
Cztery siostry
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza-Stołeczna Nr 62