Festiwal "Dziś są moje 80. urodziny. Teatr Śmierci Sławomira Mrożka" Wieczór pierwszy w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Najpierw "Fakir". Stara złośliwość Sławomira Mrożka, złośliwość, cienkie szyderstwo, igła wkłuta w niegdysiejszą mentalność. Opowieść prościutka, jasna, jak prawie wszystkie prozy Mrożka. Nie sposób się zgubić, nie pojąć w lot. Ot, w mieścinie komin mają, samotny niestety. Głupio to wygląda. Trzeba by dym dorobić, a dym najlepiej dorobić - dobudowując fabrykę. Jest inwestor! Tajemniczy trochę, zalatujący egzotyką, ale wiadomo: gdy zdarza się koń - kwestię zębów jego pomijamy. Ludek mieściny gdzieś na krańcu ojczyzny - raduje się. I hojny jest, gdyż wie: gość w dom - Bóg w dom. A inwestor? Doi ludek. Wypija, co jest do wypicia, zżera, co serwują, zapładnia niewiastę, która się nawinęła - i znika. Lecz ludek się tym nie trapi, znajduje pozytyw. Roboty nie będzie? Nie. Ale za to ojczyzna zyska nowego obywatela! Tak, prościutka to groteska, niewiele da się z nią zrobić w teatrze. Na przykład tyle, ile uczynił Bartosz Szydł