Stary, coś ty im wykopał? To wykopał, co chcieli. Taka rozmówka grabarzy rozpoczyna "Grzebanie" Jerzego Jarockiego. Wykopana czaszka mała jakaś, wygląda na babską, choć miał być przecie chłop. To pierwsza ekshumacja. Kochanowskiego, może i Witkacego? Wszystko jedno. Wielki poeta i bezimienny włóczęga i tak zamienia się w kupkę szarawych kości. W środku jest grób, naokoło pusta, czarna przestrzeń i podłoga sceny z surowego drewna. Jerzy Juk-Kowarski powrócił do teatru Jarockiego. Jego scenografia, jak dawniej, jak zwykle, jest przestrzenna, czysta, prosta i wysublimowana zarazem. Pięknie oświetlana tworzy tło neutralne, nieokreślone, gdzie pokazać się mogą ludzie żyjący, pojawić mary z zaświatów. Buduje klimat cmentarny, grobowy. Grabarze pogadują po polsku, po rosyjsku, po francusku. Potem jeszcze wykopią bowiem Fredrę i Słowackiego. To oni prowadzą cały ten spektakl, są mistrzami ceremonii, figurami świata rzeczywistego i wiecznego równ
Tytuł oryginalny
Cztery ekshumacje i jeden pogrzeb
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości Kulturalne