EN

20.01.2011 Wersja do druku

Czterej pancerni i teatr

Co nas naprawdę łączy? Nie lektury pokoleniowe, lecz obejrzany w dzieciństwie serial, przeżyty mocno film albo piosenka z niego. Zadaniem teatru jest więc rozmowa z narzuconym nam obrazem. Bo popkultura nie jest bezkarna. Nie powstaje tylko w celach komercyjnych, ale przemyca podkorowe wizje i interpretacje faktów - pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Od półtora roku nie ma w polskim teatrze fajniejszej zabawy niż masakrowanie naszych telewizyjnych i kinowych wspomnień. Pod reżyserski tasak idą ulubione seriale i sagi filmowe Polaków. Przoduje w tym procederze wałbrzyski Teatr Dramatyczny imienia Jerzego Szaniawskiego. W ramach programu "Znamy znamy" i "Znamy znamy do kwadratu" zaadaptowano na scenę "Dynastię" i "Czterech pancernych i psa", dopisano nowy epizod "Gwiezdnych wojen", a nawet własną wersję przygód agenta 007. Warszawa (Teatr Lalka) odpowiedziała "Janosikiem. Naprawdę prawdziwą historią", Olsztyn (Teatr Jaracza) sięgnął po kultowego czeskiego "Lemoniadowego Joe". Czemu stare seriale czy , serie filmowe nagle tak inspirują bataliony rodzimych twórców? Ruch w interesie adaptacyjnym to próba nawiązania rozmowy z konkretną generacją widzów. Dać w zęby Na początku lat 90. polski teatr z konfuzją obserwował fenomen publiczności serialowej. Ale nie poddawał się walce o jej względy. Pami

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Czterej pancerni i teatr

Źródło:

Materiał nadesłany

Przekrój nr 3/18-01-11

Autor:

Łukasz Drewniak

Data:

20.01.2011