Marilyn to dla mnie cały czas postać nieodgadniona, wzbudzająca fascynację, trudno stworzyć na jej temat jakąkolwiek definicję. Wydaje mi się, że dużo ludzi się z nią utożsamia - ona przede wszystkim nikogo nie pozostawia obojętnym, być może każdy mógłby w niej znaleźć coś sobie bliskiego. Zastanawiające jest, że Marilyn wywołuje w mężczyznach rodzaj agresji i nienawiści, zwykle słyszałam, że to była "idiotka", "głupia blondynka". A mnie się wydaje, że jest przeciwnie, że miała w sobie jakąś niezwykłą mądrość, niewyuczoną, polegającą na instynkcie. Nie da się o niej mówić, ona mieni się tak bardzo, że do niczego nie można się przywiązać. Wystawiła się na pożarcie, sobie nie pozostawiła niczego. Z jednej strony można się zakochać w tej postaci - czytam ją, po drodze zaczynam czytać siebie, odkrywać siebie. To niezwykłe. Spotkanie z Marilyn to jest jak rozmowa ze sobą. I czasami nie wiem, czy to jest rzecz
Tytuł oryginalny
Człowiek okaleczony jest święty
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia Gazeta Teatralna nr 6