SCENOGRAFIA sugeruje opuszczone, zaniedbane miejsce. Jakaś zabita deskami rudera. Na zewnątrz stary, choć stylowy, stolik i dwa krzesła. Przychodzi jeden człowiek. Jest sam, bardzo sam. Długo celebruje zdejmowanie rękawiczek. Czeka. Może na uśmiech słońca, może na drugiego człowieka. Po dłuższej chwili zjawia się inny dżentelmen, też wypłowiały, też niepewnie stąpający po ziemi. Rozpoczynają dialog. Angielski. O niczym. "Obmacują" słowami siebie. Szukają kontaktu. Przeskakują z wątku na wątek. Rozmowa się rwie. Już łapią nić porozumienia, ale po chwili umykają w swoje skorupki. Widz daje się wywieść w pole. Jest mu wesoło, chwilami bardzo wesoło. Ma złudzenie, iż uczestniczy w dość wysmakowanej komedii z teatru absurdu. Ale oto pojawia się młody, przeraźliwie zidiociały osiłek. I dwie wynędzniałe jakby kobiety. Dżentelmenów bylibyśmy skłonni przypisać jeszcze do naszego świata. Pozostałej trójki już nie.
Tytuł oryginalny
Człowiek obok człowieka
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza nr 238