W przerwie polskiej prapremiery Willy Russella "Bracia kiwi" rozdawane chusteczki do otarcia łez. Okazało się, że była to ankieta, czyli prośba Andrzeja Rozhina o odpowiedź na pytanie, co widzowie sądzą a społecznym Teatru Dramatycznego w Lublinie, w związku z zamiarem wojewody odwołania go ze stanowiska dyrektora? Widzowie urządzili standing ovation. Była to ich najkrótsza odpowiedź. Co innego odpowiedź, co innego wrażenia. Te były typowe, czyli ze skłonnością do wybrzydzania, gdyż czym innym jest prymitywne wzruszenie, a czym innym jego intelektualizacja. Russell, którego sztuka idzie z niezmienną popularnością w samym sercu West Endu, w Lublinie razi tym czym wzrusza: przesadnym znaczeniem więzów krwi. Każdy ceni wprawdzie ich siłę, która zachwyca i dodaje sensu żyda, ale nie każdy lubi przyznać, jak bardzo więzy krwi trzymają go w ryzach. Taki jest problem hipokrytów, poszukujących drugiego dna. Tymczasem, jaki jest Russell każdy widzi, a t
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta w Lublinie, nr 74